Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
No to się narobiło
#1
Wczoraj o mały włos się nie zabiłam. Wychodziłam z wanny po prysznicu i jakoś tak niefortunnie się poślizgnęłam, że zawislam kroczem na rancie wanny. I ani do przodu, ani do tyłu. Jedna noga w wannie, druga na zewnątrz. Wstać z tego nie idzie, bo i tu i tu ślisko. Wybrałam mniejsze zło i przewróciłam się na łazienkę. Łazienka mała, jak to w bloku, a ja straciłam czucie i w rękach i w nogach. Oczywiście nie bardzo było się czego chwycić, więc miotalam się jak robal przewrócony na plecy chyba z pół godziny. Jakoś udało mi się w końcu przełykać tak, że otworzyłam drzwi i doczolgalam się do przedpokoju. Tam na chodniczki udało się przybrać pozycję psa i jakoś na czterech doszłam do pokoju, gdzie udało się wcholgac na łóżko i jakoś wstać. I dotarło do mnie, jaka jestem nieporadna. Dobrze, że się nie połamałam. Tylko poobijalam. Muszę zmienić dywanik w łazience, kupić jakąś mate antypoślizgowa i zastanowić się nad uchwytami.
Nadzieja jest płomieniem który  migoce, ale nie gaśnie... 
Odpowiedz
#2
Zawsze telefon mam przy sobie. Akurat wtedy nie miałam. To mnie nauczyło, że niestety, smycz się przy tyłku nosi. Dopiero dzisiaj zaczynam być obolała. Chyba adrenalina zeszła. I pierwsze postanowienie: żadnych dywaników. Kupuje kawałek chodnika, podgumowanego, sztywnego, niech obszyja i będzie. I mate antypoślizgowa do wanny. I jakieś uchwyty, a potem w kolejności kapitałka łazienki. To już chyba ten czas...
Nadzieja jest płomieniem który  migoce, ale nie gaśnie... 
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości