20-07-2018, 05:14
Wczoraj w Boszkowie byliśmy na długim spacerze. Znaczy dla mnie długim, bo ledwie szlsm i ledwie wróciłam do ośrodka. No i stało się. Chciałam po powrocie posiedzieć na balkonie. Byłam pewna, że próg minelam. Ale nie. Z impetem poleciała na podłogę. Miałam bliskie spotkanie z kafelkami, a w rezultacie dwie jedynki poszły i wyglądam jak po walce bokserskiej. Było kupę krwi, nie mogłam się pozbierać z podłogi, ale do męża dotarło w końcu, że nie udaję. Zaczął mnie przepraszać za swoje dotychczasowe zachowanie i się najzwyczajniej w świecie rozplakal. Nawet padła propozycja szybszego powrotu do domu. Dla mnie bez sensu, bo jestem tylko poobijana. A od dzisiaj ma być w końcu pogoda i córka może w końcu popływać. A żeby było śmieszniej dentyste umówiłam sobie już w maju na 30 lipca ;-)