01-12-2016, 22:51
Areliee
Trudna sprawa, ciężko tu coś radzić. Mogę tylko opowiedzieć, jak to było w moim przypadku, bo w sumie sytuacja była dość podobna o tyle, że też zaczęłam nową pracę właściwie równocześnie z diagnozą SM, też miałam na początku ogromne ambicje, też się nie oszczędzałam i też miałam (tyle że dopiero po kilku miesiącach) serię rzutów. Przyznam, że wtedy mnie trochę otrzeźwiło. Uświadomiłam sobie z całą mocą, że wbrew temu, co mi się na początku wydawało, nie mogę mierzyć sił na zamiary i że mam swoje ograniczenia, trudno. Dotarło do mnie, że przecież życie mam tylko jedno i nie chcę go spędzić zaharowując się do nieprzytomności i lecząc potem efekty w szpitalu, aż wreszcie całkiem oślepnę i przestanę chodzić. Od tamtej pory przystopowałam, owszem, raz na jakiś czas jakieś małe badania, współudział w grancie, jakaś kopnferencja, artykuł, publikacja, ale nic na siłę i bez złudzeń, że napiszę 3 artykuły miesięcznie przygotowując się nocami do zajęć ze studentami. Zaczęłam bardziej szanować siebie i swoje zdrowie. Ale wiem, że mogłam sobie na to pozwolić, bo po pierwsze, taki jest ten charakter tej pracy, że można sobie samemu regulować jej intensywność i że nie ma nad głową szefa, który coś każe zrobić już, teraz i najlepiej na wczoraj, a po drugie, nie mam noża na gardle pod względem finansowym. Twoja sytuacja może być zupełnie inna i dlatego nie śmiem nic radzić, opowiadam tylko, jak było ze mną.
Trudna sprawa, ciężko tu coś radzić. Mogę tylko opowiedzieć, jak to było w moim przypadku, bo w sumie sytuacja była dość podobna o tyle, że też zaczęłam nową pracę właściwie równocześnie z diagnozą SM, też miałam na początku ogromne ambicje, też się nie oszczędzałam i też miałam (tyle że dopiero po kilku miesiącach) serię rzutów. Przyznam, że wtedy mnie trochę otrzeźwiło. Uświadomiłam sobie z całą mocą, że wbrew temu, co mi się na początku wydawało, nie mogę mierzyć sił na zamiary i że mam swoje ograniczenia, trudno. Dotarło do mnie, że przecież życie mam tylko jedno i nie chcę go spędzić zaharowując się do nieprzytomności i lecząc potem efekty w szpitalu, aż wreszcie całkiem oślepnę i przestanę chodzić. Od tamtej pory przystopowałam, owszem, raz na jakiś czas jakieś małe badania, współudział w grancie, jakaś kopnferencja, artykuł, publikacja, ale nic na siłę i bez złudzeń, że napiszę 3 artykuły miesięcznie przygotowując się nocami do zajęć ze studentami. Zaczęłam bardziej szanować siebie i swoje zdrowie. Ale wiem, że mogłam sobie na to pozwolić, bo po pierwsze, taki jest ten charakter tej pracy, że można sobie samemu regulować jej intensywność i że nie ma nad głową szefa, który coś każe zrobić już, teraz i najlepiej na wczoraj, a po drugie, nie mam noża na gardle pod względem finansowym. Twoja sytuacja może być zupełnie inna i dlatego nie śmiem nic radzić, opowiadam tylko, jak było ze mną.