Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cześć
#1
Diagnozę usłyszałam w 2002. Byłam leczona na różne sposoby. Czas podleczył mi rany - skutki uboczne Avonexu - zwłaszcza te z drugiego roku leczenia) już nie śnią mi się po nocach. Spróbowałam różnych alternatywnych sposobów.

Byłam najpierw pacjentką zaangażowaną w proces leczenia, pokorną, zdesperowaną, potem byłam trudną pacjentką. Teraz chyba jestem obojętną pacjentką i nie bardzo wierzę w żadne leczenie. Nie kwalifikuję się zresztą do żadnego programu.

Coraz trudniej jest mi chodzić, dystanse małe pokonuję, ale pokonuję.

Postanowiłam, że będę szukać tego, co przynosi spokój a nawet sprawia przyjemność. Ucieszą mnie jakieś pomysły Uśmiech
Odpowiedz
#2
Hihi ja szalona, ale szkoda życia na bycie poważnym.
Jestem po drugim sezonie morsowania. Cudowne uczucie, wspaniali ludzie, mnóstwo energii i endorfin, spalone kalorie, super forma i moc. A dzięki temu siła na codzienność, praca, życie, rower, ogród itp. W lecie tylko wiadro z zimną wodą na nogi, ale dla mnie to też namiastka tej ulgi i energii
As long as you fight you are the winner Serce
Odpowiedz
#3
I to najważniejsze: pokonujesz, na własnych nogach pokonujesz. Ja jestem bardzo podobna do Ciebie pacjentka. Biorę Tec, ale w sierpniu prawdopodobnie wylecę z programu. Nie ta postać SM. Na wtórna nic nie ma. Ja chodzę, ale muszę mieć moje kije. I coraz dalej wszystko jest ?
Nadzieja jest płomieniem który  migoce, ale nie gaśnie... 
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości