26-06-2019, 22:58
(26-06-2019, 09:58)Miriam napisał(a):(25-06-2019, 18:25)agica napisał(a):(25-06-2019, 17:59)AnnaAntonia napisał(a): Słoneczko, a jak mąż to wszystko znosi? Bo od Ciebie aż kipi optymizmem.
Z innej beczki - wróciłam dziś na aku po przerwie na diagnozowanie SM i pan Damian, który mnie kłuje, był tak bardzo zmartwiony, ze potwierdzili mi to SM, ze aż mi się go żal zrobiło.
Mi wyniki z punkcji przekazywał rezydent, ja już znałam diagnozę od miesiąca, podobnie aż mu współczułam, bo nie wiedział jak mi potwierdzić diagnozę. Szkoda, że nie wszyscy lekarze są tak empatyczni
Ja co prawda już na karcie przyjęcia do szpitala miałam rozpoznanie SM (wypatrzyłam sokolim wzrokiem co miał w rękach pielęgniarz, który mnie prowadził na oddział) ale do końca byłam pewna, że to borelioza, chociaż żadne wyniki tego nie potwierdzały.
Moim lekarzem prowadzącym była młoda rezydentka, w moim wieku pewnie, i nie powiem, sama miała łzy w oczach jak mi mówiła jaka diagnoza się potwierdziła. Ja natomiast dostałam szybko coś na uspokojenie i zostałam oddelegowana do psychologa na oddziale i tak to już się potoczyło.
U mnie na skierowaniu na oddział też miałam zapis że podejrzenie SM. Po rezonansach lekarz prowadzący nie chciał mi wytłumaczyć tego co przed momentem powiedział. Stwierdził tylko, że poczekamy na inne badania i nie chce straszyć. Wystarczyło Ja telefon do ręki. Internet i wpisuję to co zapamiętałam ze skromnej wypowiedzi dr. A o tym co mi jest dowiedziałam się od innego lekarza na drugi dzień wieczorem. W pokoju pielęgniarek, gdy poszłam po coś na uspokojenie bo nerwy i ciśnienie mi szalało. Pan dr (taki dowcipniś) stwierdził, że on ma kilka osób ze stwardnieniem rozsianym.To nie jest taka straszna choroba i że z nią można żyć tak jak do tej pory. Więc już miałam diagnozę. A jak przyjechałam po wyniki punkcji, Pani ordynator przekazywała, spytałem się "Pani dr czy to jest jednak to", odpowiedź "tak to jest to". To, że TO jest TO (stwardnienie rpzsiane) można powiedzieć, dowiedziałam się przypadkowo od lekarza postronnego.
Ps. Zazdroszczę wysłania do psychologa zaraz na oddziale. U mnie psycholog w szpitalu przychodził na rozmowy, ale...do innych pacjentów. Ja leżałam tydzień. A potrzeba była taka. Bo po wyjściu ze szpitala byłam bliska załamania. Po miesiącu lekarz załatwił mi rozmowę z psychologiem. Były mi potrzebne 3 sesje, abym spojrzała inaczej na diagnozę. Pozdrawiam